22.07.2015 12:11
Jak do tego doszło ????
...
- Stary... a taki głupi i nieodpowiedzialny ... - to tekst który słyszałem dość często gdy zapuszczałem ostrożne sondy próbne wśród znajomych i rodziny
- A jesteś ubezpieczony na mylion dolców? - to kolejny od zgoła nieznanego mi bliżej "przyjaciela" z fejsbuka
- Dawca, srawca, kawał szubrawca ...
- Od rodziny się odwracasz...
Nie powiem, żeby brzmiało to zachęcająco ...
W nieoczekiwany sukurs przyszła moja Mama, która słysząc o moim pomyśle powiedziała - No przecież każdy facet marzy o jeździe na motocyklu ... tylko nie każdy ma odwagę to zrealizować...
٩(͡๏̯͡
[SHOCK_MODE_ON]
Prawda jest taka, że zawsze o tym marzyłem ... a marzenie to podszyte było atawistycznym pragnieniem byciem kowbojem przemierzającym stepy i równiny...
...I’m a cowboy, on a steel horse I ride
I’m wanted dead or alive
Wanted dead or alive... (Bon Jovi / Wanted Dead or Alive)
... tyle, że jednocześnie bałem się, że jestem zbyt nieodpowiedzialny ... za młody i powiedzmy to sobie otwarcie - za glupi na motocykl ... aż przyszedł moment gdy przekroczyłem czterdziestkę i ... to wcale nie był kryzys wieku średniego! Ja po prostu, tego no... dojrzałem emocjonalnie do motocykla bo to jest zabawka dla ludzi odpowiedzialnych i z wyobraźnią.
Cytując klasyka : WRRRRRÓĆ - motocykl to nie zabawka! To pomysł na życie, styl, społeczność i oczywiście ryzyko ... ale o tym kiedy indziej :)
Reasumując - dojrzałem, przemyślałem i podjąłem decyzję ... i w tym momencie odkryłem, że to moje organicznie wbudowane w układ nerwowy marzenie... pozostało przekonać otoczenie, że tak jest!
Jakieś 15-20 minut później doszedłem do wniosku, że wszystkich nie przekonam, ale menadżera domowego ogniska muszę w pierwszej kolejności obłaskawić i dać jej argumenty którymi będzie odpierać wściekłe ataki na nas z zewnątrz (to takie sprytne usytuowanie się po tej samej stronie barykady).
Zatem na pierwszy ogień poszły argumenty o moich marzeniach (legenda o motorynce z dzieciństwa zainstalowana podstępnie przy wieczorku wspomnieniowym "jak to było w PRL" - Menago łaskawie przyznała, że istotnie wszyscy jej koledzy marzyli o takich jednośladach.
Później przyszedł czas na wykłady o bezpiecznym stroju, roztaczanie wizji o przyjemnych przejażdżkach pustymi drogami (broń Boże jakieś wyrywanie lasek na mieście :) ), odstresowanie po ciężkim dniu w korporacji...
... pomocna była też odnaleziona w jakimś magazynie motocyklowym reklama książki pt. "Motocykl po czterdziestce (zamiast kochanki)" - genialna pozycja, nawet nie trzeba było kupować, wystarczyło pokazać mimochodem żonie :)))) ... rozrzucane niby to przypadkiem miesięczniki typu "Motocykl", "Motormania" pozwoliły na stopniowe oswajanie się z tematyką moto ...
Były też sytuacje kryzysowe... w trakcie największego załamania wpisałem w google frazę: "jak przekonać żonę do kupna motocykla" ... i to nie był dobry pomysł :) Większość porad sprowadzała się do stwierdzeń: "wybieraj, rozwód albo kupuję moto", a ja chciałem żeby to była taka wspólna decyzja...
Kolejnym etapem było pokazanie rozwagi i poważnego podejścia do tematu czyli wykupienie jazd na moto w szkole.
- Wiesz, ja w ogole nie wiem czy się do tego nadaję... muszę sprawdzić czy ja i moto potrafimy nawiązać nić porozumienia ...
Żona z powątpiewaniem słuchała moich tyrad i w tym momencie poczułem, że zdobyłem kolejny przyczułek - paradoksalnie, bo w tym powątpiewaniu usłyszałem rezygnację w rodzaju "i tak zrobisz jak chcesz"...
Po pierwszej jeździe wróciłem do domu zafrasowany....
- no nie wiem, nie wiem ... to zupełnie coś innego niż jazda samochodem (odkrycie stulecia :) )
- nie rezygnuj po pierwszej jeździe - argumentowała żona - musisz popróbować jeszcze
- no skoro nalegasz - wyraz powątpiewania nie schodził z mojej twarzy...
ʕʘ̅͜ʘ̅ʔ [YES YES YES]
I tak przejeździłem kilkanaście godzin na placu, na mieście i powoli moje przejażdżki na moto stały się codziennością. Pozostała kwestia jak przejść do fazy ostatecznej...
- wiesz kochanie, te jazdy są bardzo fajne, na prawdę dużo się nauczyłem ale z drugiej strony nie mogę przecież kilka razy w tygodniu bulić 60 zł za godzinę jazdy, a jak przestanę jeździć to wszystko zapomnę
- mhm - odpowiedziała żona zatopiona w jakiejś specjalistycznej lekturze
- w zasadzie to chyba mógłbym już trenować na własnym sprzęcie... a tak bajdełej widziałem fajne ogłoszenia na otomoto ... - odczekałem na kolejną pozytywną reakcję małżonki ... łagodne odchrząknięcie uznałem za zachętę do kontynuacji wypowiedzi...
- a wiesz, że w weekend wpada do nas M. (przyjaciel z dzieciństwa i doświadczony motocyklista). Powiedział, że mógłby ze mną obejrzeć parę maszyn z ogłoszeń... to bardzo ważne, żeby dokładnie sprawdzić stan moto, to kwestia bezpieczeństwa, a ja nie mam doświadczenia w takich sprawach - dodałem, ale po chwili pomyślałem, że ten nadmiar skromności może mnie drogo kosztować gdyż podkreśliłem, że jestem w tych sprawach zielony...
Na szczęście żona nie zwróciła na to specjalnie uwagi i w weekend wybrałem się z kolegą na objazd okolicznych miejscowości... po 4 godzinach wróciłem z Hondą Shadow vt125 z 2003 r. Przebieg 12 000 km, "właściciel płakał jak sprzedawał" :)
【ツ】
ps. W sumie po napisaniu tego tekstu nadal nie rozumiem jak do tego doszło :))))
pozdro
Anjin
Komentarze : 15
@kris33 właśnie tego się najbardziej boję, że moja udaje że nie będzie nawet wsiadać na skuter, potem niby to przejedzie się niechcący, potem stwierdzi nagle że dużo szybciej by się przemieszczała na skutim, a na końcu będzie: weź Ty mi tu nie jęcz za plecami, tylko kup se drugi :-)))) ALE nie nie nie, SYMcia nikomu nie oddaje, z dnia na dzień mi się bardziej podoba !
żona po pierwszej przejażdżce skuterem w charakterze plecaczka, zakosiła mi skuter i jeździ sama, a na mój sprzeciw, rzuciła lekko "kup sobie drugi" :)
Oczywiście rozsądny człowiek się boi, cała sztuka polega na walce ze strachem.
Jeżeli strach wygrywa - zostajesz przed telewizorem.
"Mieć jaja" to wg mnie mieć wolę do walki ze strachem.
@sirturek - hmm... co do tego strachu to powiem tak - ja się np. boję - czytałem książkę, która pewnie wszyscy tutaj czytali (a jak nie to serdecznie polecam) Davida Hough "Motocyklista doskonały" - gość z ogromnym doświadczeniem na moto (dziesiątki lat) - też przyznał, że się boi :) to właśnie jest świadomość ryzyka ...
ja się boję ale nie powstrzymuje mnie to przed jazdą - raczej pomaga bo podnosi poziom bezpieczeństwa, pozwala na koncentrację i mierzenie sił na zamiary
pozdro
anjin
Tak już zupełnie poza Twoim wpisem pozwolę sobie przytoczyć pewną anegdotę - kiedyś dawno temu, jeszcze zanim zacząłem przygodę z motocyklami mój kolega mi powiedział, że żeby jeździć na moto trzeba mieć jaja. Oburzyłem, się wtedy, myśląc sobie, też mi coś.. co to wielkie wyzwanie zapi....ac na motorze a raczej brak rozsądku...
Dzisiaj doskonale rozumiem jego słowa.
Po pierwsze, żeby kupić moto trzeba pokonać barierę w postaci społecznego sprzeciwu - czyli żona, dzieci, rodzina, koledzy, sąsiedzi.
Po drugie - zasadnicza kwestia - mieć motocykl to jeszcze nic. Trzeba na niego wsiąść i jechać. Oczywiście nikt się nie przyzna, że zwyczajnie się boi. Będzie się zasłaniał brakiem czasu albo innymi wymysłami. Oczywiście sprawa się dotyczy ludzi dojrzałych, którzy są świadomi ryzyka.
@sirturek - nie stoi :) jeździ codziennie ! choć nie do pracy ale na 30-40km wycieczki po okolicy
pozdro
anjin
To nie chodzi o to, żeby sobie kupić cokolwiek a żonie powiedzie a ch... Ci do tego? Sam jestem w związku od 14 lat i jakoś nie stoję pod monopolowym. Chodzi o to, że kochająca i rozsądna żona/mąż nigdy nie postawi sprawy - "albo ja albo motocykl".
I wydaję mi się, że trochę niektórzy przesadzają z tymi podchodami, a żony wcale nie są tak despotyczne.
Motocykl to tylko kolejna rzecz, to nie jakiś przewrót w życiu.
Zresztą...może się okazać, że będzie stał w garażu bo nie złapiesz bakcyla, albo będziesz cykał jeździć.
nie taki diabeł straszny jak go malują :) tu docieramy do sedna - kto maluje? U mnie malowała przerażona rodzina i złośliwi znajomi z roboty. Ci po pierwszym weekendzie na moto dzwonili zaraz z rana polskie gnidy, żeby poprawić sobie humor moją wyjebką. Ale nic z tego - byłem czujny.
Motocykliści nie zniechecali mnie w ogóle,i nie straszyli, co jest zrozumiałe.
@Jurajski_Macho & @Left 4 dead
Chłopaki dzięki za komenty ... Generalnie nie stresuję sie jakoś straszliwie opiniami otoczenia, jestem dorosły facet z prawie dorosłymi dzieciakami, jestem gitarzysta w zespole rockowym wiec niejedno widziałem :)))
Ale w moim przypadku kwestia dotyczyła watpliwości opartych o troskę i niewiedzę najbliższych a nie zazdrości i wrednoty znajomych ... Ale to juz temat zamknięty a głupimi opiniami sie nie przejmuje
@left 4 dead - z tym zapominaniem o wypadkach to nie do końca sie zgodzę - moze to kwestia osobnicza ale ja jadąc na moto wole przypominać sobie wszystkie zagrożenia które widziałem na YouTube lub przeczytałem w książce Davida Hughe - to po prostu pomaga utrzymać respect_level na odpowiednim poziomie :)
@left 4 dead
Posłużę się cytatem: "a co do znajomych i dalszej rodziny to kij im w oko, bo żal im dupę ściska, że człowiek może robić coś więcej niż tylko oglądać teleturniej i pic Tyskie przed telewizorem, albo pierdolić bez sensu o rzeczach o których nie ma zielonego pojęcia"
LEPIEJ BYM TEGO NIE NAPISAŁ. To jest typowe w Polsce, komentowanie, zazdroszczenie, negatywne odnoszenie się do czegoś o czym się kurwa nie ma pojęcia. Prawda jest taka jak left napisał. Jak wjechałem do roboty na podwórko w pierwszy dzień pod firmę to było 500 komentarzy, a co to ? a po co to, a tak fajnie, a pewnie drogo, a nie każdego stać, a coś tam...takie pierdolenie. A tak naprawdę połowa z tych kozaków więcej przejebie na fajki miesięcznie niż mnie rata za moto miesięcznie kosztuje ( bo 0% real credit to przecież nie za gotówkę kupiłem, proste...) ale komentarzy co niemiara... A tak naprawdę chodzi o to żeby w życiu robić coś pozytywnego a nie oglądać familiade, pić piwo z biedronki i pierdolić głupoty że "somsiad kupił motocykl, bo nie ma co z pieniędzmi robić i dobrze, niech sie chuj zabije....". To takie polskie, no nie.... ?
znam temat jakby z obydwu stron, tzn kiedy postanowiłem kupić moto to jedyne co zrobiłem to oznajmiłem to mojej ówczesnej partnerce i tyle. mieszkaliśmy razem, ale słabo już to wyglądało. kasę mieliśmy nie do końca wspólną, więc nikt nie płakał nad wydatkami.
ale teraz to sobie tak nie wyobrażam, żebym miał jakieś decyzje np. o zmianie moto nie konsultować z Agą. jak jest w związku szacunek to intencje muszą być jasne i klarowne bo żyjemy razem i jak to ma mieć jakiś głębszy sens wszystko trzeba obgadać i znaleźć jakiś kompromis.
kozacy którzy nie chcą być ''pantoflarzami'' to nie raz idą w kosztowny rozwód, albo staczają się pod sklepami monopolowymi bo mają problem sami ze sobą i z prostą komunikacją z drugim człowiekiem
a co do znajomych i dalszej rodziny to kij im w oko, bo żal im dupę ściska, że człowiek może robić coś więcej niż tylko oglądać teleturniej i pic Tyskie przed telewizorem, albo pierdolić bez sensu o rzeczach o których nie ma zielonego pojęcia
pojeździsz sezon, dwa i przestaniesz myśleć o wypadkach i Twoja rodzina także, też tak miałem :)
@ziutekx - c'est la vie :) zakup moto to jednak spora zmiana w życiu a po 18 latach małżeństwa może stanowić to element sporny ... i nie tylko chodzi o kwestie ekonomiczne... chodzi np o bezpieczeństwo - jesteśmy karmieni od lat wizerunkiem motocyklisty-dawcy organów, poza tym wypadek na moto bez pasów, poduszek i stref zgniotu prawie zawsze konczy sie jakims uszczerbkiem na zdrowiu. Dodajmy do tego kwestię dzieci - mam syna w wieku 17 lat i wyobrażam sobie, że moje jeżdżenie na motocyklu może wzbudzić jego motywacje do marzenia o własnym sprzęcie ... a to również może budzić wątpliwości żony (i moje też)... inna sprawa, że tekst jest otagowany "na wesoło" i jest raczej pewnym przerysowaniem całej sytuacji.
Każdy ma jakiś pomysł na budowanie relacji rodzinnych - ja np. wspólnie z żoną podejmuję decyzje dotyczące zmian w naszym życiu i nie ma to nic wspólnego z niewolnictwem, byciem pod pantoflem etc...
ale dzięki za komentarz
pozdro
Anjin
Temat "przekonywania żon" jest dla mnie jakoś niesmaczny. Wychodzi na to, że większość Pań traktuje Was jako swojego niewolnika-maszynę, którego głównym zadaniem jest przynoszenie pieniędzy i wszelki aspekt zagrożenia utraty tego stanu jest absolutnie nietolerowany.
Rzecz jasna może tak być, że rodziny nie stać na wydatek jakim jest moto, zona nie musi być zadowolona też z tego faktu, ale zabraniać? Jakieś podchody robić? Ludzie...
no niby racja ale nie chciałem żeby moje marzenie sało się solą w oku mojej ukochanej :)
co do przejażdżek z pasażerem to ja poki co bez plecaczka jeżdżę ... za mało umiejętności i pewności, a z żoną jeżdżę w tandemie - ona samochodem ja na moto :)
pozdro
Anjin
W moim przypadku nikogo nie przekonywałem - bo nie było po co :D Żona była, jest i będzie temu przeciwna, a o wspólnym podróżowaniu (ba nawet założeniu kasku na głowę !) nie chce nawet słyszeć. Argumentem w zasadzie nie wiem czy nawet nie na przeciw było to że skuteruję sobie z moją córką. Znaczy na początku o tym żona też nie chciała słyszeć, ale jak zobaczyła jaką jej to radochę sprawia, to powiedziała: jeździjcie tylko baaaardzooooo ostrożnieeeee ! Troche jest w tym zasługi tego, że przeprowadziliśmy się z bloków do domu na peryferiach miasta i nasze dziecko z domowego, przeistacza się w outdoorowe, nie ukrywam że z oporem, więc wogóle przebywanie jej na dworze nas cieszy :D Teraz zmieniłem mały skuter typu Cube 50 cm3 4T na 125 ccm chłodzony cieczą, stąd wciąż mam nadzieję że żona da się przekonać do zakupu kasku i wspólnej jazdy. Niedaleko. Ot choćby w weekend na rybkę do lasu te 15-40 km.... Zasłania się brakiem czasu. I szczerze powiedziawszy większym moim osiągnięciem będzie nie sam zakup maszyny, bo to wynikło naturalnie - ile przekonanie jej żeby ze mną pojeździła. Narazie udało mi się ją przewieźć 400 metrów po ulicy... to już coś. i Jeszcze musiałem ją upić wcześniej 2 koźlakami, żeby nie czuła strachu :D :D :D Ehhhhhh kobiety - to jest jednak inny gatunek ;-)
Kategorie
- jazda na moto (5)
- Kurs na kat. A (6)
- Na wesoło (656)
- O moim motocyklu (1)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)